Wakacje, zimowiska…
Rodzic wysyłając swoje dziecko na obóz, oddaje w obce ręce swój największy skarb. Kawałek swojego serducha (czasem dwa- w przypadku rodzeństw) powierza kobiecie, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie energicznej, zorganizowanej i dobrze dogadującej się z dziećmi. Trochę ciężko mi określić jak rodzic może mnie postrzegać, w związku z tym na początek postaram się krótko określić swoje doświadczenie.
Jeśli chcesz zostać kierownikiem koloni, musisz spełnić kilka bardzo ważnych kryteriów (choć te, jak to w naszym kraju bywa, nie są w żaden sposób określone prawnie). Pierwszy, podstawowy z nich: musisz mieć ukończone 18 lat. Dalej: zaświadczenie o niekaralności (można zdobyć w sądzie w trakcie jednej, maksymalnie dziesięciominutowej wizyty) oraz doświadczenie w pracy z dziećmi ( najprościej mówiąc: to nauczyciel bądź osobą pełniąca wcześniej obowiązki wychowawcy kolonijnego tak, aby wiedzieć z czym to się je, bo nie jest to bułka z masłem w przypadku osób, które zwyczajnie nie lubią pracy z dziećmi i źle się czują gdy dzieje się dużo… i w sumie jeszcze więcej).
Rozpoczęłam swoją przygodę w tej pracy od prowadzenia zajęć sportowych. Od dziecka sport był moim nierozłącznym towarzyszem i zdarzało mi się poprowadzić zawody, zajęcia sportowe czy nawet lekcje w-f. Po kilku miesiącach nadeszły ferie zimowe i moje pierwsze zimowisko. Miałam na nim chyba każdy możliwy przypadek. Od dzieci wdrapujący się na szafę z zeskokiem na łóżko (przecież to super zabawa!), nie spuszczaniem wody w toalecie bo przecież “zawsze robi to mama” (jak wymyślam-niech szczeli mnie pierun!), po takich o których na myśl jeszcze dziś dzień ściska mnie gardełko z tęsknoty (ale! np. z jedną małą słodką dziewczynką mam nadal kontakt- dziś to już kobietka która jeśli domyśli się że o niej mowa, nie da mi spokoju i dalej będzie próbowała wygrać ze mną w chodzeniu na rękach :P no way!). Po zimowisku wakacje, potem kolejne zimowisko, kolejne wakacje i tak jeszcze 2 lata.
Kierownik który odpowiadał za moje pierwsze zimowisko (jak i ostatnie przed przejęciem tej funkcji przeze mnie), nauczył mnie głównie tego, iż kierownik owszem, opiekuje się wszystkimi dziećmi, pilnuje aby wszystko odbyło się zgodnie z planem i harmonogramem obozu (który sam wcześniej ustalił), pilnuje wykonywania obowiązków przez wychowawców i przekazuje im zadania do wykonania nie ingeruje w ich przebieg (wychowawca dostał to zadanie, wychowawca ma je zrealizować). No kurcze… nie umiem tak. Wiem, że powinnam przekazać zadania wychowawcom i ufam im! (w innym przypadku, gdybym nie miała pełnego zaufania do wychowawcy, on/ona nie pojechałby ze mną w ogóle). Jednak nie potrafię nie bawić się z dzieciakami, nie angażować się w ich codziennie życie na obozie, w ich zabawy i rozmowy.
I teraz, żeby była jasność- nie potrafię pojechać na obóz nie mając go w 100 % dopracowanego (dokumenty, zaświadczenia, pozwolenia, ubezpieczenia, atrakcje, itd.), mimo iż wiem, że jeśli wstrzelimy się w 40% planów (bo przecież mam zaplanowane nawet godziny zbiórek, wyjść na spacer, nad jezioro, czy godziny treningów) to ogromny sukces! Więc trzymam rękę na pulsie ale jestem i biegam razem z dziećmi. Przecież inaczej bym zwariowała! Dlatego z czystym sumieniem ostrzegam: razem z wychowawcami bawimy się równie dobrze jak dzieci! Łapiemy ze sobą (lubię to słowo choć pada po raz pierwszy) FLOW! I to uważam za klucz do sukcesu= wychowawcy kochający pracę z dziećmi i kierownik który nie zapomniał jak był wychowawcą.
Wracając do tego, po co wystukuję tych kilka słów:
Wakacje w Sycowej Hucie był.. napraaaaawdę dobre. Działo się bardzo dużo i bardzo dobrze, jednak po zakończeniu turnusu (i zaklepaniu tam miejsca na przyszły rok) już zaczęłam myśleć o tym, jak stanę na rzęsach by zorganizować mega zimowisko. I tak…
Mamy dwa tygodnie ferii zimowych (proszę.. potrzebujemy ich! przecież dzieci po powrocie do szkoły, z tym nadrabianiem rocznej zaległości to przecież…. nieee no, to jest temat na kolejny wpis..) Więc organizujemy dwa turnusy: OBA W KARPACZU.
Willa Dąbrówka- tam będziemy zarówno za pierwszym, jak i drugim razem. To piękne miejsce ze wspaniałym, bardzo, bardzo smacznym jedzeniem i swojskim, górskim klimatem (wieczór, sala kominkowa, drewniana podłoga, ośnieżone góry za oknem- czujecie to?).
Ferie zimowe więc- stok, stok i jeszcze raz stok. Jeśli Twoje dziecko nie potrafi jeździć na nartach (czy desce) a chce się nauczyć- zapraszamy. Niejednokrotnie obserwowałam bacznie jak trenerzy podchodzą do dzieci (które gdy czegoś nie umie, nie wie i boi się wywrócić bardzo często stawia sobie w głowie ścianę i nie ma opcji by na siłę rozbić je głową!) i umiejętnie, krok po kroku pokazują jak powinno się narty wpiąć, jak zdjąć, jak hamować itd., aż do wspólnej jazdy na stoku.
Jeśli dziecko umie jeździć- niestety, na stok nie pójdzie sam/sama. Pójdzie z trenerem, wychowawcą. Ustalą ilość zjazdów i miejsce na zbiórkę by zobaczyć czy wszystko gra. Nie przewiduję jazdy jedynie rano. Chciałabym/chcę aby dzieci umiejące jeździć pośmigały też wieczorem, przy oświetlonym stoku- to piękny, totalnie inny klimat! Co z tymi, które nie umieją jeździć a jak już, to w instruktorem? Spokojnie, żadne dziecko nie będzie się nudziło (sama nie mogę się doczekać na śmiganie np. na oponie z górki!).
Z resztą.. z ręką na sercu, bardzo ciężko opisać jest każdą atrakcję, ponieważ bardzo często nie są one zależne od nas. Nie mam pewności czy np. ostatniego dnia nie będzie padać deszcz i pójście na stok będzie mijało się z celem. W to miejsce zorganizuje coś innego tak, by pojawił się uśmiech.
Podsumowując, zapraszam Wasze dzieci na zimowisko 2022 do Karpacza. AthleKids by Karolina Bołdysz Winter Camp 2022 :) Będzie pięknie! A na naszym Facebooku i na stronie będą pojawiały się nowe informację, atrakcje i np. termin spotkania przed obozem. JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!